sobota, 23 lutego 2013

Rozdział 5: Pod Upitą Syreną

19 saial, 1200 roku po Upadku

Wieczór

Trzy kamienne mosty, prężące grzbiety jak leniwe kocury, z trzech stron prowadziły do Upitej Syreny. Nad Vextus, Tarnem, Zantem i jego podwładnym, Antonem, przejechała kolejka linowa świecąc amberycznym reflektorem, a potem wpadła w ciemności nieskończonego labiryntu jaki stanowiło Szalone Miasto. Przez chwilę światło wagonika wysupłało z mroku zarysy kamieni i dwóch gargulców, które wysuwały się ze ściany budynku górującego nad lokalem. Niżej, kaskadą spadały dachy kolejnych budowli, jak pleśń oblepiających wyższe konstrukcje.

Upita Syrena znajdowała się na obrzeżach Numru, szyld z lubieżnej urody kobietą-rybą potwierdzał, że trafili we właściwe miejsce, a dobiegająca ze środka rzępoląca muzyka, że zabawa miała się tam w najlepsze.

Przez małe brudne okienka z trudem przeciskało się przytłumione światło w kolorze psich szczyn.

Upita Syrena - Szyld
- Anton - Zant odezwał się głosem, który miał w sobie coś takiego, że nabierało się ochoty wykonywać polecenia. - Pokażesz moim towarzyszom tych swoich koleżków, a ja w międzyczasie sprawdzę teren, nie chcemy żeby ktoś nam zrobił głupi dowcip, prawda? - wyszczerzył się paskudnie i nieszczerze, by po chwili przybrać śmiertelnie poważny wyraz twarzy.

- Urocze miejsce - mruknął Tarn. Jego ton sugerował coś na pograniczu prawdy i sarkazmu. Mężczyzna miał na sobie wzmocnioną kurtkę ze skóry krokodana. W kieszeniach ukrył pistolet i wahadełko.

Vextus ujęła ramię teurga, gładząc je od niechcenia. Ostry makijaż nie pasował do drobnej twarzy nepari, jednak spełniał swój cel. Nie różniła się teraz tak bardzo od dziewek, które można było spotkać w podobnie „kulturalnych” lokalach

- My za tobą - zanuciła do Antona. Pistolet schowała pod lekką kurteczką, tak by łatwo było po niego sięgnąć. Dawał nikłe poczucie bezpieczeństwa.

Wnętrze przybytku nurzało się w lepkim półmroku i równie agresywnym alkoholowym zapaszku. Trunki podawali tu nawet niezłe, ale ich koneserzy kompletnie nie znali słowa "umiar," więc i obrazek nie był zbyt piękny.

Lokal miał kamienne ściany, wspierane żelaznym rusztowaniem. Z sufitu zwisały pordzewiałe kandelabry, na których świeciły żarówki, chociaż nie wszystkie, a nawet nie większość.

Vextus powoli wciągnęła powietrze. Woń ludzkiej chuci, woń alkoholu, smród spoconych ciał i kwaśny odorek pijanego chłopa, zmieszany z tanimi perfumami i pudrowym zapachem makijażu. Obrzydzenie mieszało się z ekscytacją, kiedy dochodziło do niej, jak obce jest jej to miejsce, jak wiele obmierzłych uczuć w niej wyzwala. Wypuściła rękę Tarna przechodząc kilka kroków w bok.

Kakofonia muzyki ściskająca się zalotnie z wysokimi okrzykami zwierzęcej chuci.

Profanum, profanum, profanum!

Vextus stąpała powoli, jakby ogłuszona nadmiarem bodźców. Nie często odwiedzała podobne miejsca. Do wilgotnych zakamarków Miasta zdołała przywyknąć, do ciemności niosącej jęk konających. Do faktu, że w Otchłani nawet śmierć obdarta była ze swego misterium. Była po prostu końcem. Tu zaś, w tej świątyni flegmy i rozkładu, zgnilizna tocząca umarły świat była tak cudownie żywa. Tak cudownie odrażająca.

Niestety muzyka, którą serwowano w Syrenie była już tylko odrażająca. Pod ścianą, jacyś grajkowie próbowali swoich sił w grze na lutni i tamburynie, ale prędzej odstraszyli by tym rzępoleniem demona niż uwiedli publiczność. Tylko, że publiczności nie za bardzo to przeszkadzało.

Jedni byli zbyt spici, drudzy nie poznaliby porządnej muzyki nawet gdyby zlała ich po mordzie i wsadziła żelazny pręt między pośladki. Reszta była zbyt zajęta chędożeniem tanich panienek żeby zdać sobie sprawę z czegokolwiek z wyjątkiem własnego kutasa i pary cyców przed nosem. Jedna z dam uderzała wielkimi pośladkami o stół tak głośno, że słychać było po całej sali rytmiczne: plask, plask, plask. Inna, otoczona przez trzech amatorów brudnej miłości, awanturowała się głośno, czasami przechodząc wręcz w rozhisteryzowane piski, niezbyt chyba zadowolona z tego jak doceniano tu jej urodę.

Tarn zrozumiał, że poznaje głos tej dziewczyny, ale za cholerę nie mógł skojarzyć skąd.

Niegdyś biała szata terranki była brudna, ubabrana zarówno ziemią jak i krwią. Trzech podpitych osiłków, śliniących się, niedomytych i cuchnących tanim bimbrem, zdążyło właśnie rozerwać ją swoimi wielkimi łapskami, tym samym uwalniając drobne piersi dziewczyny, która rzucała się na wszystkie strony, krzyczała, pluła i próbowała gryźć. Ale mężczyźni byli od niej silniejsi. Dwóch przygwoździło jej ręce do stołu, a trzeci rozszerzył brutalnie nogi. Spodnie miał opuszczone do kolan i widać było jego gruby członek, czerwony i mokry od śluzu, który zbierał się na żołędziu.

Tarn wreszcie zrozumiał.

To była Shani, kapłanka, którą poznał przeszło pół roku temu, daleko na południu, w teokratycznej Kastii.

Shani przerażona i bezsilna, osaczona przez świat, który nie znał litości ani człowieczeństwa.

Nikt nie przychodził dziewczynie z pomocą i nikt nie przejmował się jej losem. Ignorowali jej wołania, jakby wcale nie darła się wniebogłosy szukając ratunku. Grali w karty, popijali swoje trunki, część nawet przyglądała się z zaciekawieniem, podniecona tym, że dziewczynę brano siłą. Tarn zauważył nawet, że młodzieniaszek pod ścianą gładził się między nogami, tak bardzo podniecony był sceną.

Anton też nie zareagował. Rozglądał się tylko po lokalu w poszukiwaniu ludzi, z którymi mieli się spotkać. Jakby to wszystko było zupełnie normalne, jakby nic się nie stało, jakby piski dziewczyny były tylko dodatkową muzyką, akompaniamentem dla lutni i tamburynu.

Nepari drgnęła spoglądając na teurga, a potem przeniosła wzrok na Antona, gestem każąc mu poczekać.

Tarn postanowił zignorować kapłankę. Uznał, że to nie jego sprawa, każdy w końcu powinien radzić sobie sam, tak go przecież zawsze uczono. Shani pewnie wpakowała się w to z własnej winy, powinna uczyć się na...

- Przepraszam na chwilę - Tarn usłyszał swój głos i ze zdziwieniem spostrzegł, że wyrwał się w stronę dziewczyny.

Może tak będzie lepiej? Drobny akt miłosierdzia, który potem poskutkuje zaufaniem kapłanki? Tak, zaufanie zawsze przynosiło sowite plony, a teurg dobrze wiedział, że Shani nie była zwykłą płotką.

Wyjął z kieszeni wahadełko i skupił się na energii astralnej krążącej w jego żyłach. Widział jak niewidzialne dla oczu niewtajemniczonych nici zaczynają materializować się na ramionach krzyżyka, by zaledwie kilka sekund później opleść ręce i nogi jednego z osiłków.

Bingo!

Spętany mężczyzna, samemu nie wiedząc, czemu to robi, puścił ramię Shani i wydobył zza portek nóż. W następnej chwili, ku własnemu przerażeniu, wbił go w kutasa swojego towarzysza. Zamiast spermy polała się krew i to było ostatnie, co kiedykolwiek polało się z tego narządu.

Vextus zupełnie spokojnie oparła się biodrem o żelazny stół obok niej. Nie wiedziała co takiego zrobił jej współpracownik i czemu w ogóle zareagował. Nie wydawał się kimś, kogo obchodził los innych istot.

Splotła ręce na piersiach i z ciekawością przyglądała się przedstawieniu. Kontrola umysłu? Tak, najwyraźniej tak. Jej zimne oczy pozbawione były zarówno współczucia jak i obrzydzenia. Niczym dziecko, przyjmowała świat takim jakim był.

Krwawy wytrysk bryznął po ciele Shani malując czerwone łzy na jej piersiach i twarzy; raniony mężczyzna ryknął próbując chwycić się za obciętego fiuta, ledwo trzymał się na nogach, a krew lała się na wszystkie strony.

Miał tak dużo krwi, pomyślała nieprzytomnie Shani. Czemu ma tak wiele krwi…

Kapłanka wrzasnęła niemal zupełnie tracąc kontakt z rzeczywistością. Obleśna mieszanina smrodów i dźwięków, bezsilność, upokorzenie i makabryczny teatr tuż przed nią. To wszystko stało się nierealną fantasmagorią, zlewało się w jeden wielki obłęd i nie mogło dziać się naprawdę! To nie mogło przydarzyć się jej! Wszystko było nie tak!

Tarn również pomyślał, że nie tak to miało wyglądać. Jeszcze wystraszy kontakty Antona.

Osiłek, którego ręką teurg dokonał masakry patrzył pusto na nóż, który wciąż trzymał w dłoni. Czas zwolnił, niemal się zatrzymał, wszystko było jak w sennym koszmarze.

Ludzie zerwali się z krzeseł. Do niektórych bardzo powoli dochodziło co się dzieje, ale drudzy natychmiast wyczuli krew; kochali ten zapach, kochali zabijać. Błysnęły ostrza, szczeknęły bezpieczniki pistoletów.

Trudno, stało się. Widząc, że Shani nie jest skłonna do ucieczki, Rorden przepchnął się do niej, chwycił za ramię i zaczął ciągnąc z dala od całej awantury.

Shani szarpała się nadal, ale jej ruchom brakowało zupełnie siły. Nagle spojrzała na teurga i jej oczy jakby się rozjaśniły.

Poznała go.

Uśmiechnęła się przerażająco smutno, a jej ciało zrobiło się wiotkie i bezwładne jak skórzany worek.

- Tarn - zdążyła wypowiedzieć jego imię zanim opuściła ją świadomość.

- Cholera – teurg nie miał wyboru, powstrzymał dziewczynę przed upadkiem, wziął ją na ręce i zaczął przeciskać się w stronę Vextus.

Psia mać, a taka lekka się ta Shani wydawała.

W między czasie zaczęło robić się gorąco, ruszyły pierwsze ostrza, ktoś zamachnął się potłuczoną butlą celując w głowę Tarna, ktoś inny rzucił się na bogom ducha winnego sąsiada. Poszedł pierwszy wystrzał, na ziemię zwalił się pierwszy zawodnik z rozbitą czaszką.

Wybuchł chaos.

Nepari uniosła delikatnie brew, a potem pochyliła się nagle i przyciągnęła do siebie Antona. Wisząc na jego ramieniu uśmiechnęła się dość nieprzyjemnie.

- Anton - wymruczała, choć słychać było nieprzyjemną nutkę w jej głosie. - Pokaż te kontakty, zanim nam ich niechcący kropną.

Wyprostowała się widząc, że Tarn zbliża się z nieznajomą na rękach.

Terranka miała sięgające do szyi jasnobrązowe włosy, brudne, tłuste i posklejane. Była drobna i ładna, ale w boleśnie niewinny, dziewczęcy sposób. Musiała mieć około szesnastu lat, może trochę więcej. Przy tym wszystkim było w niej coś szlachetnego, coś co zupełnie nie pasowało do tego miejsca i jeszcze bardziej podkreślało jej upokorzenie.

- Przepraszam za zamieszanie – Tarn mruknął do nepari krzywiąc się niemiłosiernie. Cała ta sytuacja zupełnie mu się nie podobała. Pocieszał się tylko myślą, że dziewczyna była tego warta.

Nie codziennie znajduje się w zaplutej spelunce kapłankę będącą księżniczką Kastii.

- Do diabła - rzucił Anton pocąc się jak jasna cholera; nerwowo wodził rozbieganymi oczami po sali, coraz bardziej zdenerwowany spektaklem, który urządził Tarn. Krążył między stolikami unikając kontaktu z kimkolwiek, ale wciąż nie mógł znaleźć ludzi, z którymi mieli się spotkać.

- Nie widzę ich! Na Otchłań, nie ma ich, jak Miasto kocham!

- Niedobrze, czyżby się wystraszyli? - nepari spojrzała na Antona unosząc brew. - No? Co tak stoisz! Wyprowadź nas stąd skoro twoi goście się zmyli!

Zerknęła na Tarna i jego żywy tobołek wzdychając cicho.

- Mam nadzieję że jakoś to potem wyjaśnisz. A teraz chodu, zanim nam czymś przyłożą!

Manewrując między rozwścieczonymi ludźmi udało im się dotrzeć do drzwi i wypaść na zewnątrz. Większość motłochu rzuciła się na mężczyznę teurgią zmuszonego pozbawić przyrodzenia swojego kompana. Tamten nawet nie zauważył, kiedy zdzielono go ciężkim żelaznym krzesłem. Leżąc na ziemi nie miał szans; posypały się kopniaki, ktoś nawet przywalił ostrym narzędziem. Tylko wokół pozbawionego członka dryblasa zrobiło się relatywnie pusto, nikt nie chciał opaskudzić się krwią, która lała mu się spomiędzy nóg. Tryskała jeszcze, kiedy leżał na ziemi jak trup.

Zresztą prawdziwym trupem stał się w bardzo niedługim czasie.

Wypadli na zewnątrz. Owionął ich zimny powiew Miasta, a dźwięki rozróby stały się przytłumione, jakby dobiegające z innego świata. Ktoś próbował dostać ich jeszcze poza lokalem i rzucił się za nimi, ale Anton przytomnie zdzielił go drzwiami.

- Cholera jasna, więc dali nogę – Tarn zgrzytnął zębami i poprawił Shani, żeby nie spadła mu z ramienia. Rozglądał się po okolicy, ale nie dostrzegł nikogo poza zwykłymi ludźmi, którzy dbali tylko o to by nie zwrócić niczyjej uwagi. Nie zauważył też Zanta, zresztą żadne z nich go nie zauważyło, a shee powinien do tej pory wrócić z przeszpiegów.

Vextus przesunęła dłonią po włosach, odsuwając się na wszelki wypadek od okien. Dopiero wtedy spojrzała w kierunku Antona i zmarszczyła brwi.

- Jeżeli zmyli się w chwili, kiedy rozpoczęła się rozróba, nie mogą być daleko. Wiesz o nich coś więcej, czy tylko to, że mieli tu być?

- Tamtego, który pomagał waszemu truposzowi to nie znam - wyjaśnił Anton, ruszając przed siebie. Wolał nie zostawać w okolicach Upitej Syreny. - Ale co do tych dwóch jego koleżków, to wiem gdzie ich szukać.

- Prowadź... Nie, chwila! - odwróciła się i spojrzała na teurga a potem na dziewczynę przerzuconą przez jego ramię. Uniosła wyczekująco brew. - Raczej kiepski pomysł, by ją targać z nami. Zresztą dziś już wystarczająco się naoglądała. Więc?

- Więc co? Mam ją tu odłożyć i zostawić jako prezent dla innych zbójów?

Vextus przewróciła oczyma.

- Nie fatygowałbyś się z ujawnianiem i robieniem rozróby, gdyby nie był to ktoś kogo znasz i komu chcesz pomagać. Daruj więc sobie sarkazm. Pójdę z Antonem a ty zajmij się dziewczyną.

- A ty, moja droga, nie mów mi co mam robić. Też zamierzałem porozmawiać z tymi gośćmi. A ona to tylko chwilowa – zawahał się - niedogodność.

Wróżka przystanęła splatając dłonie na piersiach i unosząc dość sugestywnie brew. Nic jednak nie powiedziała.

Tarn położył Shani na ziemi i nie znając się zbytnio na metodach resuscytacji, potrząsnął nią kilkakrotnie, mając nadzieję, że odzyska przytomność.

- Shani! Obudź się, do cholery!

Był zły, bo prawdopodobnie przez nią uciekli ich niedoszli informatorzy. Nie znosił kiedy coś szło nie po jego myśli.

- Jaki drażliwy – Vextus prychnęła kładać dłoń na biodrze. Praktycznie rzecz biorąc to przede wszystkim jej powinno zależeć na powodzeniu misji, w końcu teurg był tylko zatrudnionym przez nią współpracownikiem. Ale jego zapał i zaangażowanie wyraźnie wykraczały poza normę i kobieta zaczynała nabierać niejakich podejrzeń.

Chyba że po prostu był perfekcjonistą. Chyba.

Zmarszczyła brwi.

Shani ocknęła się w końcu, ale leciała przez dłonie. Brudna, z odsłoniętymi piersiami, w podartej szacie, poplamionej zaschniętą i świeżą krwią, zarówno na twarzy jak i na ustach, z pozlepianymi, tłustymi włosami, dziewczyna wyglądała nędznie i kompletnie bezbronnie. Otworzyła oczy i wyciągnęła dłoń do twarzy Tarna. Dotknęła policzka teurga drżąc. Uśmiechnęła się, ale wciąż była jakby nie do końca w tym świecie.

Można powiedzieć, że Tarn nieco się speszył, kiedy zaczęła mu okazywać podobne czułości. Właściwie to gapił się na nią pytająco, nie wiedząc, jak należy reagować w podobnych sytuacjach.

- Zrobiłam coś strasznie złego - wyszeptała z tym swoim niewinnym uśmiechem, kompletnie nie pasującym do sytuacji i znowu straciła przytomność.

- O losie... - nepari mruknęła pod nosem. W Lesie Niepamięci zjedli by ją żywcem. - Daleko właściwie do tych twoich koleżków? - spojrzała na Antona.

Shani otworzyła nieznacznie usta, wciąż pozbawiona świadomości, a po jej policzku pociekła pojedyncza łza.

Anton patrzył na nią z powątpiewaniem. Był prostym mężczyzną z prostą kanciastą twarzą i takimi samymi procesami myślowymi.

- Do tamtych dwóch to trza do innej dzielnicy pójść - wyjaśnił i zbliżył się z niezadowoloną miną do Tarna i Shani. - Ja ją poniosę, krzepę jeszcze mam żeby takie truchło przerzucić przez ramię - podrapał się po głowie. - Co to za jedna w ogóle, warto było całą karczmę w taki burdel wpuszczać dla jednej panienki?

- Tak mi się wydaje - odparł Tarn. Cóż... Duma dumą, ale koniec końców praktykował na teurga, nie tragarza. Pomoc w niesieniu dziewczyny przyjął. Anton wziął ją na ręce i poszedł przodem.

Teurg i wróżka ruszyli za nim.

- Och, ci ludzie w Syrenie byli niczym nieoswojone zwierzęta - Vextus zaśmiała się cicho, spoglądając na Antona. - Czekali na pierwszy zapach krwi, Tarn jedynie nieco jej upuścił żeby mogli ją zwęszyć i rzucić się na siebie - wciągnęła powoli powietrze. - Taak, nie on, to pewnie ktoś inny... Szkoda tylko, że w tak ważnej chwili.

- Nazywa się Shani – wyjaśnił teurg. - Wysoko urodzona. Ale nie pochodzi z Molocha. Nie wiem, gdzie obecnie się zatrzymuje. To stanowi pewien problem.

Nepari zmarszczyła nosek

- Zawsze możemy wystawić ją w gablocie. Jak wysoko urodzona, to pewnie właściciele się znajdą - wzruszyła ramionami, zrównała się z Antonem ściągając kurteczkę i nakryła nią piersi dziewczyny. - Skoro już ją taszczymy ze sobą, to niech przynajmniej nie dostanie zapalenia płuc.

- Wolałbym osobiście zwrócić ją "właścicielom" – ton teurga był ni to poważny, ni to sarkastyczny. Vextus najwyraźniej sarkazmu nawet nie podejrzewała. Jakby dla niej naturalnym było, że to niewinne zwierzątko ma właścicieli.

- Dobrze przynajmniej, że wiemy, gdzie tamtych można znaleźć, no i... Co z naszym azashee?

- Zant to duży chłopiec – Vextus uśmiechnęła się lekko. - Jestem pewna, że nie musimy się o niego martwić.

Kiedy odwróciła głowę, uśmiech nieco przybladł.

Zant poszedł tylko na przeszpiegi, przecież nigdy nie zawodził na misjach...

Zdusiła w sobie odruch aby wrócić i zacząć go szukać. Pożaru, który mogła rozniecić jego krew niby nie widziała. Tylko, że kamień i żelazo nie płonęły, a on mógł spaść w Otchłań.

Tarn wzruszył ramionami.

- Pewnie masz rację. Nie sprawiał wrażenia łatwego do zabicia. Może postanowił śledzić jednego z gości, który wydał mu się podejrzany?

- Na pewno. My też nie traćmy czasu. Inaczej będzie marudził, że tylko on tu pracuje.

- Racja.

Skąd ona się tu wzięła? Teurg przyglądał się nieprzytomnej dziewczynie. Cóż, pewnie się dowiem, kiedy wreszcie dojdzie do siebie.

Zapadło długie milczenie.

Na kamiennych mostach, tarasach i platformach Numru było teraz niewielu ludzi, jedynie gargulce wystające ze ścian wydawały się im przyglądać, śledzić każdy nawet najmniejszy ruch. Pod mostami przewijały się nieskończone serpentyny rur kanalizacyjnych; nad nimi lekko drgały przewody linowej kolejki.

Vextus patrzyła ponuro na Antona, czując dziwne napięcie. Niepokój rósł z każdym przebytym metrem. Mimo, że opanowała się i nie odwracała co chwila szukając w ciemnościach Zanta, jej wewnętrzny paranoik szeptał o pułapce. Informatorzy nie pojawili się na miejscu spotkania, Anton prowadził ich do jakiejś obcej dzielnicy, a Zanta nie było.

Kobieta odruchowo pogładziła kaburę pistoletu.

- Myślisz, że chce nas oszukać? - Tarn zapytał szeptem, instynktownie wyczuwając niepokój nepari. - Że specjalnie zostaliśmy rozdzieleni z Zantem, a teraz idziemy prosto w pułapkę?

Spojrzała na niego zaskoczona. Przez chwilę rozważała czy teurg nie czyta jej w myślach. Potem utkwiła wzrok w platformie pod nogami.

- Nie wiem – wyszeptała - ale przywykłam do gierek, do oszustw, do matactw. Do tego... Jak weszliśmy do Upitej Syreny, też nie prowadził nas prosto w dane miejsce. A fakt, że zrobiliśmy rozróbę, mógł mu ułatwić sprawę. Do tego cała nasza misja jest podejrzana. A jeżeli nawet nie maczał w tym palców? Zant nie wraca - zamyśliła się by po chwili wyszczerzyć się w demonicznym uśmiechu. - Albo mam paranoję. Widzisz, przywykłam do niego do tego stopnia, że kiedy znika, zaczynam robić się nerwowa.

- Lepiej mieć paranoję, niż okazać nieroztropność - skwitował szeptem Tarn, a potem głośniej zmienił temat na zupełnie inny i bardziej neutralny.

- Tak w ogóle to skąd ją wytrzasnąłeś? - nepari spojrzała na nieprzytomną dziewczynę. - To twoja przyjaciółka?

Na twarzy teurga pojawił się grymas zbliżony do uśmiechu.

- Można to tak ująć. Ale nie mam pojęcia, skąd się tu wzięła.

Wszystko ginęło w złudnych światłocieniach, mrokach i półmrokach, a chwilami atmosfera stawała się niemal oniryczna i nierealna, jedynie co jakiś czas ten czy inny pomost oświetlała samotna latarnia; gdzieś w oddali słychać było stłumiony płacz dziecka, skądś indziej dochodziło wycie wiatru.

Vextus skinęła głową. Szła trochę wolniej, ostrożnie rozglądając się wokoło. Czasami miała wrażenie, że układ Miasta zmienia się, wędruje, za każdym razem jest inny. Nieprzyjemne złudzenie.

- Daleko jeszcze?

- Jasne, że daleko - oznajmił Anton - To Moloch, tu wszędzie jest daleko, ale po drodze trafimy na wasz kram i proponuje zostawić tam dziewkę, bo ani to bezpiecznie z nią szlajać się po nocy - zaciął się na chwilę - No, po prostu niebezpiecznie, a jak na Straż trafimy to w ogóle głupio się będzie tłumaczyć, przecież ta panna jest prawie naga, wyjdzie na to. że to ja ją napadłem, albo co. A potem w kolejkę trzeba wsiąść, nie ma to tamto, pani tu musi od niedawna mieszkać, za dużo Miasta nie poznała.

Zostawić w jej kramie. Obcą dziewczynę. Między okultystycznymi przedmiotami, niekiedy wartymi więcej niż jej własne suknie? Vextus, aż się zapowietrzyła na ten pomysł. Spojrzała z gniewem na Tarna, a potem na dziewczynę, ale koniec końców tylko westchnęła.

- Racja, to jedyne rozsądne wyjście.

1 komentarz:

  1. Jeśli lubisz czytać, zapraszam na mojego bloga poświęconego opowiadaniu fantasy z uniwersum Aeis. Jest to historia o zwyczajnej nastolatce, która podążając za swoją nieudaną randką w ciemno wylądowała nagle w równoległym świecie i została ogłoszona inkarnacją starożytnej bogini. Romanse, magia, przygoda, dylematy wyborów, skrajne emocje. Zachęcam do czytania!
    http://bogini-aeis.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń